Oto jego komentarz...
Wyspa życiowych rozbitków
Plan pierwszy: rosyjski mafioso
Wiktor powiązany z libańskim Hezbollahem (i zapewne z KGB), miejscowy syndykat,
skuteczny do bólu super-killer Kostas, serbski dysydent Sasza gotowy podjąć
każdą pracę, amerykańscy tajni agenci i zmęczony życiem polski emigrant –
początkujący kosmopolita. Tło: słoneczna wyspa Afrodyty i brytyjskie bazy
wojskowe. Czytając „Cypryjską ruletkę” ruszamy w podróż, bynajmniej nie
turystyczną, przemieszczając się między Limassol i Larnaką. Zaglądamy też na
londyński Emirates Stadium, gdzie swoje mecze rozgrywają piłkarze „The Gunners”
– Arsenalu i wypływamy statkiem do Bejrutu.
Rafał – główny bohater powieści –
przyleciał tu z Krakowa. Możemy się domyślać, że zmusiła go do tego sytuacja.
Odnajduje się w nowych okolicznościach dołączając do etnicznego tygla, którym
jest współczesny Cypr. Być może nie jest minimalistą, ale waży racjonalnie
życiowe priorytety. Choć nie chce, to jednak znajduje się w centrum
niebezpiecznych wydarzeń, co więcej zmuszony jest w nich czynnie uczestniczyć i
odkrywa w sobie nieznane dotąd talenty.
Trup ściele się gęsto, a małe
interesy przegrywają z wielkimi. Są i piękne kobiety – dalekie, zdawkowo przez
autora potraktowane. Podobnie jak skomplikowana historia tego niewielkiego
państwa, którego ludność tylko trochę przewyższa liczbę mieszkańców Krakowa. Ważne
jest bowiem tu i teraz. Przeżyć i nie narobić sobie kłopotu.
Podwójna narracja ma na celu
uświadomienie jak niewielkim i (pozornie) mało znaczącym elementem całej
układanki jest główny bohater. Bo Rafał to nie żaden James Bond; to pośrednio
uwikłany w walkę gangów, narkobiznes i handel bronią, przeciętny zjadacz
chleba. Od początku budzi sympatię, bo jest... taki jak wielu z nas.
„Cypryjska ruletka” – poza
aspektem sensacyjnym – zawiera gorzką, życiową konkluzję i jest zapisem
licznych obserwacji interpersonalnych w epickiej, chwilami wręcz
introwertycznej formie.