wtorek, 23 września 2014

"SEVEN"

Tytuł tego wpisu zapożyczyłem od thrillera sensacyjnego ze świetną rolą Brada Pitta. Wydaje się, że opisana poniżej historia, w swym klimacie odpowiada obrazom z tego filmu.
Ta jednak zdarzyła się naprawdę...  
                                                                    ------------

  Kilka dni po powrocie na Cypr siedziałem w malutkim samochodziku mojego przyjaciela, niewielka walizka ledwo mieściła się na tylnym siedzeniu kilkunastoletniego Forda Ka. Russell sprawnie prowadził auto ulicą zmierzającą pod górę w kierunku Oroklini - rozległego osiedla niedaleko Larnaki. Przez otwarte okna, do wnętrza samochodu wlewał się żar sierpniowego popołudnia. Rozglądając się dookoła rozpoznawałem miejsca, z którymi byłem związany podczas poprzedniego pobytu w tej okolicy. Obracając w dłoni klucze cieszyłem się z nieoczekiwanej pomocy jednego ze znajomych, który zaoferował mi zajęcie mieszkania będącego w jego dyspozycji. Ostrzegł mnie jedynie, że miejsce wymaga posprzątania, on sam wyprowadził się stamtąd osiem miesięcy wcześniej więc spodziewałem się, że trzeba będzie tam trochę ogarnąć.   Wydawało się, że los - tym razem - uśmiechnął się do mnie.
   W miarę, jak zbliżaliśmy się do starego centrum miasteczka Russell musiał zwolnić,  ulicę między nowymi willami zastąpiła wąska uliczka wijąca się pomiędzy kamiennymi domkami pamiętającymi początek poprzedniego stulecia, ich drewniane drzwi prowadziły wprost na rozgrzany asfalt. Tuż przed szczytem wzgórza Russell skręcił w prawo obok typowej, cypryjskiej kafejki. Jego Ford nieomal ocierał się o stoliki i siedzących przy nich klientów - wiekowych mężczyzn, bezczynnie spędzających czas sącząc kawę i leniwie rozmawiając ze sobą. Po kilkuset metrach opuściliśmy ten ciasny zaułek, spomiędzy niskich kamieniczek wyrósł nagle dwupiętrowy blok - cel naszej podróży.
  - Wrzuć swoje rzeczy i jedziemy na piwo, ja poczekam tutaj - Russell zaproponował zgodnie z przewidywaniem.
  -  Najpierw sprawdzę czy dam radę otworzyć drzwi. Peter dał mi dwa komplety kluczy, znasz go, niekoniecznie te właściwe.
   - Racja - Russell pokiwał głową. - Leć.
   Jakbym wiedział - bramę udało mi się pokonać, ale drzwi na piętrze stawiły twardy opór. Pokonany zbiegłem na dół i wyciągnąłem Russella z auta aby pomógł mi z tym problemem. Po kilku próbach zamek odpuścił i obaj stanęliśmy w środku. Nagle doceniłem obecność przyjaciela. 
   Długi, prostokątny salon ginął w mroku zaciągniętych zasłon, w środku panował niesamowity zaduch. Już na pierwszy rzut oka nie wyglądało to zachęcająco, z rogu pokoju "patrzył" na nas rozbity ekran starego telewizora, przewrócony stolik ze złamaną nogą leżał pod zasłoniętym oknem. Bez słowa spojrzeliśmy po sobie i weszliśmy dalej. Wąski korytarz prowadził do dalszych pomieszczeń. Na podłodze sypialni walały się połamane deski będące kiedyś ramą wielkiego łóżka, zachodzące słońce przenikało przez okno w głębi korytarza, oświetlając drugą sypialnię. Tutaj , na materacu piętrzyły się jakieś pudła, piecyki i butle gazowe.
  Otworzyliśmy drzwi do łazienki, umywalka i toaleta pokryte były czarnym nalotem, bezskutecznie próbowałem odkręcić kran - nie popłynęła z niego kropla wody.
   - Popatrz na to - Russell odezwał się po raz pierwszy, wskazując na podłogę.             
   Gdy spojrzałem pod nogi zobaczyłem brunatne, okrągłe plamy na płytkach. Jak krople lecz nie te, które powinny były polecieć z kranu.
   - Myślisz to co ja ? - zapytałem. Poczułem przy tym ciarki na plecach.
   - Zobaczmy dalej - spojrzał na mnie poważnym wzrokiem.
   Brodzik pod prysznicem także był jakby posmarowany czarnym błotem, gdzieniegdzie odcisnęły się jednak ślady stóp.
   - Kurwa ! Ktoś brał prysznic w tym syfie! - Wzdrygnąłem się.
   - Ja pierdolę ! - Russell pokręcił głową z niedowierzaniem i ruszył w kierunku kuchni. 
   Wszedłem do sypialni z połamanym łóżkiem i zerknąłem do uchylonej szafy, ku mojemu zdziwieniu, na wieszakach wisiały - wyglądające na nowe - jedwabne koszulki nocne i damska bielizna niewielkich rozmiarów. Ten widok, w zestawieniu z resztą bałaganu zrobił na mnie makabryczne wrażenie. Serce podeszło mi do gardła, zacząłem się trząść. Zanim zdążyłem zawołać przyjaciela, usłyszałem jego krzyk.
   - Artur, chodź tu !
  Wypadłem z sypialni. Russell stał w kuchni trzymając otwarte drzwi wiszącej szafki. Nie wiem dokładnie co mogło być w środku, ale całe wnętrze pokryte było brunatno-czerwonymi zaciekami, podłoga także tonęła w podobnych plamach. 
  Mieliśmy dość. Russell , starając się opanować  atak nerwowego kaszlu  wybiegł na klatkę schodową. Nie czekając sekundy dłużej  pobiegłem za nim, zatrzaskując za sobą drzwi. Dogoniłem go przy samochodzie, oparty o maskę rzygał wprost na ulicę. Ja także byłem bliski zrobić to samo, ale jakoś udało mi się powstrzymać nudności. Ruszyliśmy z piskiem opon. Po kilku minutach Russell zatrzymał się przy najbliższym sklepie.
  - Muszę się napić - wychrypiał. - Skręć mi papierosa.
  Wrócił z dwoma ćwiartkami jakiejś brandy.  Siedzieliśmy w milczeniu dobre pół godziny, właściwie obaj nie wiedzieliśmy co powiedzieć. Ta sytuacja ewidentnie nas przerosła. 
   Nie mogłem zebrać myśli, wszystkie obrazy sprzed paru chwil przelatywały przez moją głowę mieszając się i łącząc  zarazem w koszmarną wizję czegoś co przerastało wyobraźnię. Poza tym, zdałem sobie sprawę, że to mieszkanie przesiąknięte jest fizycznie odczuwalnym Złem - jakby prawdziwy szatan opanował to miejsce. Czułem to coraz silniej w miarę jak odkrywaliśmy kolejne pomieszczenia.
   - Tam musiało się coś stać - nie do końca byłem świadomy, że wreszcie odzyskałem głos.
   - Tak to wygląda - Russell spojrzał na mnie.   
   - Jeszcze brakowało,żebyśmy znaleźli trupa - wysiliłem się na żart. Brandy zaczęło działać.
  - Cholera wie co Peter tam nawyrabiał - Russell wziął moje słowa na poważnie. - Nie przejrzeliśmy wszystkiego dokładnie.
   - Chcesz wrócić ?
  - Zwariowałeś ? - Russell nieomal wypuścił z ręki butelkę. - Peterowi powiemy, że nawet tam nie weszliśmy - zadecydował. - Dzisiaj przenocujesz u nas a potem coś się wymyśli - uruchomił silnik. 
   Znowu zamilkliśmy, Oroklini zostało w tyle za nami.
    - Widziałeś kiedyś film "Seven" ? - odezwałem się nagle. - Ten z Bradem Pittem.
    - Pamiętam - odparł Russell po chwili zastanowienia. - Czemu pytasz ?
    - Kojarzysz tego gościa, którego policja znalazła jako jedynego co jeszcze żył ? 
    - Noo...wiem. W takim zagraconym mieszkaniu. Wszędzie wisiały te choinki zapachowe. - Russell kiwnął głową.
     - U Petera brakowało tylko tych choinek ! - Pierwszy raz zdobyłem się na uśmiech.
     - Fakt - Russell także się uśmiechnął. - Czyli jednak może trupa też nie było - podsumował z nadzieją w głosie.- Nie wracajmy do tego - dodał poważnie.
   Na tę chwilę uznałem, że to najlepsze rozwiązanie.