Nieustająco uśmiechnięty Perikles wprawną ręką prowadził swoje Pajero zatłoczonymi ulicami Larnaki. Siedziałem obok niego myśląc o nowej pracy i mieszkaniu, z nieco pokręconej opowieści mojego szefa wynikało, że udajemy się niedaleko poza centrum miasta. Wraz z upływającym czasem zacząłem jednak podejrzewać, że pojęcie - niedaleko - miało według Periklesa trochę inny wymiar. Centrum Larnaki dawno zniknęło za naszymi plecami, minęliśmy już nawet przyległe miasteczko, ale Perikles jechał dalej i nic nie wskazywało na to, że zamierza się zatrzymać przy którymkolwiek z okolicznych domów.
Zacząłem nerwowo kręcić się na fotelu.
- Daleko jeszcze ? - W końcu spytałem zniecierpliwiony kiedy zniknęły mi z oczu ostatnie zabudowania. Trudno było nie zauważyć, że asfalt także się skończył i droga nagle zamieniła się w kamienisty trakt prowadzący pośród opustoszałych pagórków.
- Właśnie dojeżdżamy - Perikles spojrzał na mnie zza kierownicy, uśmiech nie znikał z jego twarzy.
Jego optymizm zaczął mnie wkurwiać, to przecież ja - a nie mój uradowany pracodawca - miałem zamieszkać na tym odludziu. Nie zakładałem wcześniej takiego scenariusza, odległość dzieląca mnie od najbliższej cywilizacji rosła z każdą chwilą. Oczywiście dostrzegałem surowe piękno okolicznych krajobrazów, głęboki cień niewysokich wzgórz skrywał płytkie doliny poprzecinane rzadkimi rzędami usychających drzew oliwnych i dzikich, zakurzonych krzaków. Pomimo moich estetycznych doznań, nie mogłem skupić się jedynie na nich - do cholery - przecież nie jechałem tutaj na wycieczkę !
Głębokie pokłady mojej cierpliwości zaczęły wyczerpywać się coraz szybciej wraz z rosnącym znudzeniem oglądania tego pustkowia przez szybę samochodu. Jednak zanim zażądałem od Periklesa powrotu do bardziej zaludnionych rejonów, jego Pajero skręciło w stronę jakichś zabudowań, minęliśmy pokaźny budynek ze stosami desek poukładanych przed nim. Chwilę potem, kilkadziesiąt metrów powyżej, dostrzegłem ciemno czerwony dach . Odetchnąłem z ulgą kiedy samochód zatrzymał się wreszcie przed metalową ,zdobioną bramą. Najwyraźniej dotarliśmy wreszcie do celu podróży.
Za długim murem z żółtych pustaków kłębiły się niewysokie krzewy, z pośród których wyłaniały się gdzieniegdzie pokaźne opuncje.
- Patrz i podziwiaj - Perikles z dumą otworzył bramę i wprowadził mnie na kamienną ścieżkę prowadzącą do obszernego, niskiego domu. - Sam go zbudowałem - dodał z satysfakcją.
Pierwsze wrażenie było imponujące, skomplikowana konstrukcja nie przejawiała wprawdzie cech wskazujących na zastosowanie projektu profesjonalnego architekta, ale całość budynku zgrabnie komponowała się na szczycie wzgórza. Wielopoziomowa, ogromna willa była zdecydowanie odmienna od betonowych klocków, które zaśmiecały swoim wyglądem przestrzeń wszystkich osiedli dookoła Larnaki. Poza tym, ku memu zdziwieniu ,dom zbudowany był z drewna - co także było odstępstwem od cypryjskich standardów budowlanych.
Perikles wprowadził mnie na rozległy taras. Tutaj zapomniałem na chwilę o niedogodnościach związanych z odludnym miejscem, w którym miałem zamieszkać - niesamowity widok roztaczający się przede mną rekompensował wszystko, Larnaka wraz ze swoimi przedmieściami leżała dosłownie u moich stóp. Wrażenie potęgował narastający zmrok, kiedy światła miasta zaczynały skrzyć się na tle ciemniejącego nieba.
- Wiedziałem ,że ci się spodoba. - Perikles z pewnością zauważył moją zachwyconą minę.
- Faktycznie zapiera dech - przyznałem. - Ale cholernie daleko od miasta - westchnąłem ciężko.
- Nie ma problemu - Perikles machnął ręką. - Przecież będę przyjeżdżał codziennie, to mogę kupić co trzeba. Poza tym weekendy masz wolne, więc zawsze możesz podjechać do centrum.
"- Ciekawe jak ?" - pomyślałem. - Damy radę - dodałem na głos. - Nie lubię martwić się na zapas.
- Właśnie - przytaknął Perikles. - Chodź, pokażę ci resztę.
W pierwszej kolejności mój szef zaprezentował mi pokój , w którym miałem zamieszkać, oraz niewielką kuchnię do mojej dyspozycji. W tym ciasnym, ciemnym pomieszczeniu ze zdziwieniem zauważyłem klasyczną lampę naftową stojącą na blacie obok gazowej kuchenki. Aby przyjrzeć się dokładniej pozostałemu wyposażeniu nacisnąłem włącznik światła przy drzwiach - jakoś nie zdziwiło mnie to,że nie zadziałało - kuchnia nadal pozostawała skryta w coraz głębszej ciemności.
Spojrzałem pytająco na Periklesa.
- Nie spodziewaj się prądu - rozłożył ręce - Jeszcze nie zdążyli podłączyć tego rejonu.
- No to jak...?
Perikles najwyraźniej spodziewał się tego logicznego pytania i zanim zdążyłem je dokończyć, odpowiedział radośnie
- Na dole, w warsztacie masz generator. Pokażę ci jak go obsługiwać.
Kamienistą ścieżką zeszliśmy do budynku, który widziałem wcześniej z samochodu. Kilka prób Periklesa doprowadziło do uruchomienia maszyny, wytwarzającej prąd dla całej posesji. Wnętrze warsztatu wypełnił zapach ropy i nieopisany hałas. Perikles musiał gestem nakazać odwrót na szczyt wzgórza, w kierunku domu.
Kiedy wdrapaliśmy się z powrotem na poziom tarasu, odgłos generatora zmienił się w miarowe mruczenie, które stanowiło jedynie delikatne tło dla melodii wygrywanej przez niezmordowane świerszcze, kryjące się w okolicznych zaroślach.
Nagle usłyszałem coś zupełnie odmiennego od tych dźwięków.
Groźnie brzmiące szczekanie psów odbiło się głębokim echem po okolicznych wzgórzach. Zaniepokojony spojrzałem na Periklesa.
Cisza + odgłosy szczekania (grubo) - generator
Biały pies
Zacząłem nerwowo kręcić się na fotelu.
- Daleko jeszcze ? - W końcu spytałem zniecierpliwiony kiedy zniknęły mi z oczu ostatnie zabudowania. Trudno było nie zauważyć, że asfalt także się skończył i droga nagle zamieniła się w kamienisty trakt prowadzący pośród opustoszałych pagórków.
- Właśnie dojeżdżamy - Perikles spojrzał na mnie zza kierownicy, uśmiech nie znikał z jego twarzy.
Jego optymizm zaczął mnie wkurwiać, to przecież ja - a nie mój uradowany pracodawca - miałem zamieszkać na tym odludziu. Nie zakładałem wcześniej takiego scenariusza, odległość dzieląca mnie od najbliższej cywilizacji rosła z każdą chwilą. Oczywiście dostrzegałem surowe piękno okolicznych krajobrazów, głęboki cień niewysokich wzgórz skrywał płytkie doliny poprzecinane rzadkimi rzędami usychających drzew oliwnych i dzikich, zakurzonych krzaków. Pomimo moich estetycznych doznań, nie mogłem skupić się jedynie na nich - do cholery - przecież nie jechałem tutaj na wycieczkę !
Głębokie pokłady mojej cierpliwości zaczęły wyczerpywać się coraz szybciej wraz z rosnącym znudzeniem oglądania tego pustkowia przez szybę samochodu. Jednak zanim zażądałem od Periklesa powrotu do bardziej zaludnionych rejonów, jego Pajero skręciło w stronę jakichś zabudowań, minęliśmy pokaźny budynek ze stosami desek poukładanych przed nim. Chwilę potem, kilkadziesiąt metrów powyżej, dostrzegłem ciemno czerwony dach . Odetchnąłem z ulgą kiedy samochód zatrzymał się wreszcie przed metalową ,zdobioną bramą. Najwyraźniej dotarliśmy wreszcie do celu podróży.
Za długim murem z żółtych pustaków kłębiły się niewysokie krzewy, z pośród których wyłaniały się gdzieniegdzie pokaźne opuncje.
- Patrz i podziwiaj - Perikles z dumą otworzył bramę i wprowadził mnie na kamienną ścieżkę prowadzącą do obszernego, niskiego domu. - Sam go zbudowałem - dodał z satysfakcją.
Pierwsze wrażenie było imponujące, skomplikowana konstrukcja nie przejawiała wprawdzie cech wskazujących na zastosowanie projektu profesjonalnego architekta, ale całość budynku zgrabnie komponowała się na szczycie wzgórza. Wielopoziomowa, ogromna willa była zdecydowanie odmienna od betonowych klocków, które zaśmiecały swoim wyglądem przestrzeń wszystkich osiedli dookoła Larnaki. Poza tym, ku memu zdziwieniu ,dom zbudowany był z drewna - co także było odstępstwem od cypryjskich standardów budowlanych.
Perikles wprowadził mnie na rozległy taras. Tutaj zapomniałem na chwilę o niedogodnościach związanych z odludnym miejscem, w którym miałem zamieszkać - niesamowity widok roztaczający się przede mną rekompensował wszystko, Larnaka wraz ze swoimi przedmieściami leżała dosłownie u moich stóp. Wrażenie potęgował narastający zmrok, kiedy światła miasta zaczynały skrzyć się na tle ciemniejącego nieba.
- Wiedziałem ,że ci się spodoba. - Perikles z pewnością zauważył moją zachwyconą minę.
- Faktycznie zapiera dech - przyznałem. - Ale cholernie daleko od miasta - westchnąłem ciężko.
- Nie ma problemu - Perikles machnął ręką. - Przecież będę przyjeżdżał codziennie, to mogę kupić co trzeba. Poza tym weekendy masz wolne, więc zawsze możesz podjechać do centrum.
"- Ciekawe jak ?" - pomyślałem. - Damy radę - dodałem na głos. - Nie lubię martwić się na zapas.
- Właśnie - przytaknął Perikles. - Chodź, pokażę ci resztę.
W pierwszej kolejności mój szef zaprezentował mi pokój , w którym miałem zamieszkać, oraz niewielką kuchnię do mojej dyspozycji. W tym ciasnym, ciemnym pomieszczeniu ze zdziwieniem zauważyłem klasyczną lampę naftową stojącą na blacie obok gazowej kuchenki. Aby przyjrzeć się dokładniej pozostałemu wyposażeniu nacisnąłem włącznik światła przy drzwiach - jakoś nie zdziwiło mnie to,że nie zadziałało - kuchnia nadal pozostawała skryta w coraz głębszej ciemności.
Spojrzałem pytająco na Periklesa.
- Nie spodziewaj się prądu - rozłożył ręce - Jeszcze nie zdążyli podłączyć tego rejonu.
- No to jak...?
Perikles najwyraźniej spodziewał się tego logicznego pytania i zanim zdążyłem je dokończyć, odpowiedział radośnie
- Na dole, w warsztacie masz generator. Pokażę ci jak go obsługiwać.
Kamienistą ścieżką zeszliśmy do budynku, który widziałem wcześniej z samochodu. Kilka prób Periklesa doprowadziło do uruchomienia maszyny, wytwarzającej prąd dla całej posesji. Wnętrze warsztatu wypełnił zapach ropy i nieopisany hałas. Perikles musiał gestem nakazać odwrót na szczyt wzgórza, w kierunku domu.
Kiedy wdrapaliśmy się z powrotem na poziom tarasu, odgłos generatora zmienił się w miarowe mruczenie, które stanowiło jedynie delikatne tło dla melodii wygrywanej przez niezmordowane świerszcze, kryjące się w okolicznych zaroślach.
Nagle usłyszałem coś zupełnie odmiennego od tych dźwięków.
Groźnie brzmiące szczekanie psów odbiło się głębokim echem po okolicznych wzgórzach. Zaniepokojony spojrzałem na Periklesa.
Cisza + odgłosy szczekania (grubo) - generator
Biały pies